"Lato koloru wiśni", "Zima koloru turkusu"- Carina Bartsch
Dziś mam dla Was recenzję, jakiej jeszcze nigdy dla Was nie pisałam, a mianowicie recenzję serii. Dotychczas, zawsze każdy tom recenzowałam dla Was oddzielnie, jednak stwierdziłam, że książki, które chcę Wam zaprezentować, są zbyt ściśle związane ze sobą, więc nie byłoby najmniejszego sensu pisać dwóch recenzji, które byłyby niemalże identyczne. W końcu nie o ilość tutaj chodzi...
Emely i Elyas znają się od dziecka, jednak zbieg niefortunnych wydarzeń i nieporozumień sprawił, że nie mieli ze sobą kontaktu od blisko ośmiu lat. Pech chciał, że oboje studiują w Berlinie, a do mieszkania chłopaka wprowadza się Alex- jego siostra, będąca jednocześnie najlepszą przyjaciółką Emily. Myślicie, że sytuacja nie może już być bardziej zagmatwana- owszem może, a to za sprawą faktu, że Alex zakochuje się w najlepszym przyjacielu swojego brata i nie wiedząc, jak rozwinąć znajomości, nieświadomie męczy zarówno Emely jak i Elyasa zmuszając ich to spędzenia wspólnie czasu, co szybko zmienia się w swego rodzaju wyrachowaną grę z ich strony, w której każde próbuje udowodnić swoją wyższość, jednak uczucia i emocje mają do to siebie, że nawet uśpione w najskrytszych zakamarkach duszy, łatwo dają się zbudzić, a od nienawiści do miłości droga bywa znacznie krótsza, niż można to sobie wyobrazić...
„Lato koloru wiśni” i „Zima koloru turkusu” to dwutomowa seria autorstwa Cariny Bartsch utrzymana w konwencji new adults, jednak bohaterowie nie są nastolatkami, a studentami mającymi 24-25 lat, więc również ich perspektywa nie jest tak naiwna, jak bywa to często w podobnych powieściach. Dodatkowo zawsze cieszę się, kiedy bohaterowie są w przybliżonym do mnie wieku, gdyż podobnych powieści jest naprawdę niewiele.
Największą zaletą serii i elementem, który absolutnie „robi robotę” jest kreacja bohaterów, dawno nie spotkałam postaci, które aż tak bym uwielbiała. Emely to absolutnie mój typ człowieka- sarkastyczna, złośliwa, niezdarna, a jednocześnie bardzo uczuciowa, natomiast Elyas... ach Elyas to po prostu Elyas, tego nie da się streścić w dwóch zdaniach. Początkowo pozujący na typ bad boy'a, z czasem odsłania się coraz bardziej i pokazuje swoje prawdziwe oblicze, cóż jeżeli wyobrazicie sobie współczesnego księcia na białym koniu- to właśnie byłby Elyas.
Dużym atutem powieści jest zawarta w nim spora dawka humory, zarówno sytuacyjnego, jak i słownego, który idealnie uderzył w moje gusta i sprawiał, że co chwilę śmiałam się pod nosem.
Jeśli czytacie mój opis i zastanawiacie się: „Ot kolejne naiwne romansidło, i co w tym takiego?” to powiem Wam szczerze: Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia, co takiego mają w sobie te książki, że nie mogłam się od nich oderwać i byłam absolutnie zafascynowana. Owszem jest to „romansidło”, chociaż nie tylko, bo znajdziecie tam również cięższe tematy, jednak nie oszukujmy się- główny wątek stanowi historia miłosna i to jej w większość poświęcona jest akcja, jednak Carina Bartsch sprawiła, że obie książki mają w sobie „to coś”, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie oderwać się od nich i absolutnie wsiąkamy w akcję, przeżywając każdy, najdrobniejszy jej zwrot.
„Lato koloru wiśni” i „Zima koloru turkusu” to powieści, które mają w sobie magię nie do opisania. Pozornie ich akcja wydaje się być raczej prosta i oczywista, nieodbiegająca od podobnych przedstawicieli tego samego gatunku, a jednak potrafią zaczarować i sprawić, że niczym zahipnotyzowani kroczymy za bohaterami ulicami Berlina i przeżywamy wszystkie wydarzenia, emocjonujemy się, wzruszamy i denerwujemy razem z nimi i chyba właśnie na tym polega piękno literatury kobiecej- że wśród tysięcy podobnych powieści znajdzie się ta jedna, niepozorna, która potrafi chwycić czytelnika za serce i tak właśnie jest z tą serią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za Twoją wizytę. Zostaw ślad swojej obecności...