"Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej"- Linda Polman

"Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej"- Linda Polman

 "W loterii, w której stawką jest łaska ofiarodawców i organizacji humanitarnych, ofiary muszą starać się odróżnić od innych, konkurencyjnych ofiar."


    Zastanawialiście się kiedyś, jak działa pomoc humanitarna? W jaki sposób selekcjonowane są najbardziej potrzebujące ofiary? Kto i na jakiej podstawie podejmuje decyzje o rodzaju i ilości niezbędnej w danym przypadku pomocy i w którym momencie ta pomoc się kończy? Ja- muszę przyznać szczerze- nie. Kompletnie przerastało to moje zdolności pojmowania świata i nie byłam w stanie wyobrazić sobie, w taki sposób organizuje się akcje humanitarne na odległych, często ogarniętych działaniami wojennymi terenach. Oczywistym było dla mnie, że zwyczajnie są "mądrzejsi" ode mnie w tym temacie, którzy otrzymują wpłacone przez darczyńców pieniądze i wiedzą dokładnie, jak je rozdysponować, by możliwie najmniejszym kosztem pomóc jak największej liczbie potrzebujących. Dopiero po przeczytaniu "Karawany kryzysu" zrozumiałam, jak wielka była moja naiwność...

Linda Polman jest holenderską dziennikarką, autorką reportaży, tekstów publicystycznych i analiz poświęconych międzynarodowym interwencjom wojskowym oraz pomocy humanitarnej. Była korespondentką w Afganistanie, na Haiti oraz Afryce, dzięki czemu, na własne oczy mogła przekonać się, jak działają organizacje humanitarne.

Początkowo, patrząc na okładkę, raził mnie tytuł, wydawał mi się bardzo bezduszny i nieprzystający do tak ważnego tematu. Cóż, szybko okazało się, w jak wielkim byłam błędzie. Autorka dość szybko nawiązuje do tytułu swojego reportażu i muszę powiedzieć jedno: jest trafiony w stu procentach. Do tej pory, wyobraźnia podsuwa mi obraz karawany różnorakich organizacji pomocowych, przemieszczającej się z miejsca na miejsce, w zależności od tego, który kryzys humanitarny aktualnie ma lepszy PR. A nie zapominajmy, że za każdą organizacją, stoją ludzie- nie tylko wolontariusze, ale przede wszystkim etatowi pracownicy, dla których pomaganie innym stanowi podstawowe źródło utrzymania. I oczywistym jest, że każdy musi z czegoś żyć i jeśli jego pełnowymiarową pracą jest niesienie pomocy ofiarom kryzysu, to musi otrzymać za tę pracę wynagrodzenie. Otwarte pozostaje tylko pytanie: na ile moralne jest przeznaczanie znacznej części (o ile nie większości) środków zebranych od ofiarodawców, na komfortowe biura, samochody służbowe i naprawdę dobre wynagrodzenia, o czym również wspomina autorka:

"Pensje wypłacane co miesiąc, dniówki oraz dodatki za trudne warunki sprawiają, że praca w nobliwej branży pomocy humanitarnej jest nader atrakcyjna. Restauracje, boiska do squasha i tenisa oraz pola golfowe, mieszczące się w różnych przestrzeniach humanitarnych, często zostają odbudowane wcześniej niż doszczętnie zbombardowane szkoły i szpitale."

Każdy kolejny rozdział, uświadamiał mi, jak niezwykle wyrachowany jest przemysł tzn. pomocy humanitarnej, choć odnoszę wrażenie, że określenie "pomoc" jest w tym wypadku sporym nadużyciem. To w dużej mierze biznes. Darczyńcy chcą obrazków. Chcą widzieć biedne, pozostawione bez żadnej opieki zdrowotnej, najlepiej osierocone i okaleczone dzieci. To działa na wyobraźnię. To się klika. A organizacje pozarządowe szczegółowo weryfikują miejsca swojej działalności i najchętniej pomagają w tym rejonach, o których mówi się najwięcej. Im głośniejszy konflikt, tym większa pomoc humanitarna, nie musi być nawet trafiona, ważne, by obrazki dobrze wyglądały w wieczornych programach telewizyjnych.

Oczywiście, nie możemy wrzucać wszystkich do jednego worka. Zawsze, w każdej grupie chciwych egocentryków znajdą się ludzie o wielkich sercach, szczerze pragnący pomóc potrzebującym i zmienić obecny system. Niestety jednostka nie jest w stanie zwyciężyć z tak wielką, rozpędzoną machiną, więc robią tyle, ile mogą- pomagają najbardziej potrzebującym, na warunkach z góry określonych, borykając się przy tym, z odwiecznym dylematem moralnym: czy powinno się pomagać, finansując przy tym zbrodniczy reżim? Bo musimy pamiętać, że większość obozów organizowana jest na terenach ogarniętych konfliktami i to od reżimowych władz zależy, jaka pomoc dotrze do ofiar, przy okazji zagarniając znaczną część na własny użytek. I niestety, nie można z tym nic zrobić. Tak skonstruowany jest świat i pozostaje nam jedynie wybór: czy godzimy się na te warunki i choć w niewielkim stopniu będziemy pomagać nadal, czy rezygnujemy z pomocy, zostawiając poszkodowanych na pastwę losu? 

Początkowo, po zakończonej lekturze ogarnęła mnie złość. Złość na organizacje humanitarne, na ludzi węszących biznes w przestrzeni, gdzie innymi kierują odruchy serca. Złość na wszechobecną niesprawiedliwość i układ świata pełen wzajemnych zależności i kumoterstwa. Ale po chwili pomyślałam, że trzeba zrobić rachunek sumienia, bo my sami, siedzący na kanapie, w bezpiecznym domu i wysyłający co jakiś sms'a lub przelew na konto którejś z tysięcy organizacji humanitarnych, wcale nie jesteśmy bez winy.

Naszła mnie smutna refleksja, że nie potrafimy pomagać, a wręcz poszłabym o krok dalej i zaryzykowała stwierdzeniem, że nie tylko nie potrafimy, ale tak naprawdę wcale nie chcemy pomagać. Bardziej niż na losach potrzebujących, zależy nam na własnym samopoczuciu. Przelejemy kilka złotych na udostępnioną w sieci zbiórkę i jesteśmy z siebie dumni, że zrobiliśmy coś dobrego, że "pomagamy", nie bacząc na to czy wybrana przez nas forma pomocy rzeczywiście spełnia swoją rolę i czy zwyczajnie ma sens... O ile są to zbiórki z naszego rodzimego podwórka, to mamy jeszcze jakiekolwiek, bieżące informacje na ten temat, ale bądźmy ze sobą szczerzy, kto z was, wpłacając pieniądze na pomoc w Sudanie, Syrii czy Jemenie zgłębił temat na tyle, by świadomie wybrać jedną z kilkuset organizacji, sprawdzić jej sprawozdania i wiedzieć, jakie dokładnie działania podejmuje, jak jest finansowana i najważniejsze: czy wybrane miejsce rzeczywiście właśnie takiej pomocy najbardziej potrzebuje? W ciemno odstawiam mniej niż 1% wpłacających. 

"Karawana kryzysu..." to świetna, reporterska robota. Autorka działa bezkompromisowo i nie boi się wsadzić kija w mrowisko, zapewne narażając się przy tym wielu. Ale to również, a może przede wszystkim niezwykle bolesna lekcja, zarówno dla pracowników wszelakich organizacji humanitarnych, jak i dla nas samych, bo pomaganie to nie chwilowa moda i łamiące serce obrazki, to również olbrzymia odpowiedzialność, by biegnąć na pomoc tym, którzy najgłośniej krzyczą, często wcale nie potrzebując aż tak wielkiego wsparcia, nie zdeptać tych naprawdę potrzebujących, którzy najczęściej cierpią w ciszy, z dala od blasku reflektorów...


Tytuł: "Karawana Kryzysu"
Autor: Linda Polan
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Ewa Jusewicz-Kalter
Data wydania: 02.06.2016 r.
Liczba stron: 264
ISBN: 9788380493087





"Kochanek mojej żony"- Danka Braun

"Kochanek mojej żony"- Danka Braun


     Jak dobrze znacie swoich bliskich? Wiecie o nich wszystko? Nie macie przed sobą żadnych tajemnic? Dalibyście odciąć sobie rękę za osobę mieszkającą z wami pod jednym dachem? Jeśli tak- zastanówcie się jeszcze raz.

Nadszedł długo wyczekiwany moment, kiedy to światło dzienne ujrzała najnowsza powieść Danki Braun- "Kochanek mojej żony"- jak zawsze, z radością dziecka, które właśnie dostało upragnioną zabawkę, zabrałam się za lekturę i... zamarłam. Ogarnęło mnie okropne uczucie deja vu.
"Przecież to już było"- przemknęło mi przez głowę. Początek książki był tak podobny, do jednej z poprzednich książek autorki, że momentalnie poczułam okropne znużenie i... rozczarowanie. Wiem, że są ludzie, którzy chętnie wracają do ulubionych powieści, czytając je kilkukrotnie, jednak ja do nich nie należę.  Lubie być zaskakiwana przez autora i z pewną dozą niepewności przewracać kolejne kartki książki i nigdy nie zdarzyło mi się przeczytać dwukrotnie tej samej historii. W związku z tym moje pierwsze spotkanie z "Kochankiem mojej żony" pełne było irytacji i niezadowolenia. Odłożyłam książkę na dobrych kilka dni, jednak ostatecznie postanowiłam pokonać swoje uprzedzenia i zobaczyć, co dalej wymyśliła autorka i muszę przyznać, że była to najlepsza możliwa decyzja, bo takich zwrotów akcji kompletnie się nie spodziewałam.

Ale zacznijmy od fabuły...

Tym razem akcja powieści dzieje się w otoczeniu Renaty i Roberta Orłowskich, którzy zostają zaproszeni na rejs ekskluzywnym jachtem po Morzu Egejskim, organizowany przez Borysa Tarnowskiego- prezesa spółki Poldronika, dla przyjaciół i najbliższych współpracowników mężczyzny. Pech chciał, że nie wszyscy pasażerowie pałali do siebie wzajemną sympatią, a z każdym kolejnym dniem, sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana- do tego stopnia, że jeden z pasażerów, nie wrócił ze wspólnej podróży...
Na prośbę siostry ofiary detektyw Mark Biegler spróbuje wyjaśnić zagadkę morderstwa i znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego polskie służby wbrew ewidentnym dowodom twierdzą, że było to samobójstwo i umarzają śledztwo...

 "Kochanek mojej żony" to kolejna w dorobku autorki powieść obyczajowo-kryminalna, gdzie historie poszczególnych postaci przeplatają się z motywami toczącego się śledztwa. Podczas lektury poznajemy bliżej wszystkich uczestników feralnego rejsu, odkrywamy ich tajemnice i staramy się rozwikłać sprawę, by ostatecznie autorka odwróciła wszystko do góry nogami, sprawiając, że wiemy jeszcze mniej, niż na początku.  

    Aspektem, zdecydowanie wartym uwagi jest dostosowanie fabuły do rzeczywistych nastrojów społecznych. Danka Braun z dużą swobodą umiejscawia akcje swoich powieści, w aktualnej sytuacji społeczno-politycznej, chętnie sięgając po motyw COVID-u, czy jak obecnie- wojny w Ukrainie, jednocześnie nie powodując u czytelnika poczucia obciążenia ciężkim tematem.

    Początkowo wydawało mi się, że "Kochanek mojej żony" jest mocno odtwórczą lekturą, zawierającą wszystko to, co mogliśmy już wcześniej spotkać w książkach autorki, jednak z każdym kolejnym rozdziałem uświadamiałam sobie, jak bardzo się myliłam. Danka Braun zawiesiła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko, sięgając po wątki szpiegowskie i naprawdę- dała radę! Szczerze mówiąc, momentami obawiałam się, czy tak skonstruowana akcja nie będzie miała jakiś logicznych dziur i nie posypie się niczym domek z kart, ale nic z tych rzeczy! Autorka obrała świetną drogę i w pełni uniosła wybrany przez siebie temat.

"Kochanek mojej żony" to kolejna, niebagatelna powieść w dorobku Danki Braun- pełna zawiłych intryg, zwrotów akcji i emocji, które towarzyszą czytelnikowi jeszcze po zakończeniu lektury. Osobiście, niezmiennie podziwiam Dankę Braun za kreację bohaterów, którzy za każdym razem, są niczym prawdziwi ludzie z krwi i kości, a czytając ich historie, można odnieść wrażenie, jakby słuchało się o perypetiach życiowych własnych znajomych. Jeśli szukacie książki na wieczór i sami nie wiecie, na jaki rodzaj literatury macie ochotę, to zdecydowanie polecam wam tę powieść, bo znajdziecie w niej absolutnie wszystko: miłość, nienawiść, zazdrość, intrygę, morderstwo, biznes, szpiegostwo i wiele więcej, czego zdradzić wam już nie mogę:)

Zdecydowanie polecam, bo książka warta jest każdej chwili spędzonej w jej towarzystwie :)


Tytuł: "Kochanek mojej żony"
Autor: Danka Braun
Wydawnictwo: Prozami
Data wydania: 18.05.2023 r.
ISBN:
9788367173476

Inne książki autorki: 

"Zabójczy urok blondynki"
"Historia pewnej rozwiązłości"
"Krwawy medalion"
"Historia pewnej zazdrości"
"Krew na sutannie"

"Nie chodź po lesie nocą"
"Morderstwo przy drodze krajowej 94"
"Gdzie jest Olga"
"Ciemna strona Sary"
"Zgubne pożądanie"
"Oczy Adrianny"
"Historia pewnego morderstwa"
"Brat mojego męża"
"Trzecie oko wiedźmy"



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...




zBLOGowani.pl

Copyright © 2014 Książkoholiczka94 , Blogger