Między książką a filmem- "Pięćdziesiąt twarzy Greya"

           Zainspirowana obejrzaną wczoraj ekranizacją "Pięćdziesięciu twarzy Greya", wpadłam na pomysł stworzenia nowego cyklu na blogu: "Między książką a filmem", w którym będę porównywać zawartość książki i jej ekranizacji i przedstawiać ogóle wrażenie pod obejrzeniu filmu.


                          

UWAGA! 
Post może zawierać spoilery :)

           Dziś na pierwszy ogień idzie, jak w tytule, "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie chcę rozwodzić się nad książką, jej recenzję znajdziecie w osobnym poście: >klik<

          Film obejrzałam tak naprawdę z ciekawości. Już podczas czytania książki, wielokrotnie zastanawiałam się, jak twórcy ekranizacji ukazali daną scenę, biorąc pod uwagę, że "Pięćdziesiąt twarzy..." to powieść erotyczna, a nie porno (choć wiele osób niestety nie widzi, między nimi różnicy). W końcu wygospodarowałam 2 godziny (bo tyle trwa film), na obejrzenie tego "dzieła" i jestem kompletnie rozczarowana.

        Jestem realistką, zdaję sobie sprawę, że ekranizacja nigdy nie oddaje 100% treści książki, bo tak się po prostu nie da, ale w życiu, nie pomyślałabym, że można, aż tak zepsuć ekranizację tej, w gruncie rzeczy, dość prostej powieści.

       Szczerze mówiąc, kiedy pojawiły się napisy końcowe, poczułam ulgę. Chciałam dotrwać do końca filmu i udało mi się, ale obawiam się, że gdybym musiała siedzieć przed ekranem jeszcze pół godziny, to byłabym nie  przetrwać. Słyszałam wiele pochlebnych opinii o tym filmie, jednak chyba nikt z chwalących film, nie zapoznał się z książką, mało tego, mam wrażenie, że scenarzysta czytał co którąś stronę...

     Już po pierwszych kilku minutach zauważyłam wycięte sceny, a później było tylko gorzej, gdyż niektóre z wyciętych scen były istotne dla całości, tak że efekt finalny chwilami nie ma sensu. Momentami miałam wrażenie, że twórcy bardzo polubili postać Christiana Greya, bo wybielili go, jak tylko się dało, za to z Anastasia wyszła na rozhisteryzowaną, niezdecydowaną nastolatkę (już w książce chwilami irytował mnie jej charakter, ale w filmie jest wręcz karykaturalna). To nad czym ubolewam, to fakt, że kompletnie zmarginalizowano postać Kate, która w powieści wprowadzała element...racjonalizmu? W ekranizacji, jest kompletnie nijaka, przezroczysta, tak samo jak reszta znajomych Anastasii, którzy zostali praktycznie zupełnie pominięci. A co gorsza (o zgrozo), twórcy wpadli na "genialny" pomysł, by w niektórych scenach nadać Anastasii cechy Kate! (np. podczas obiadu u rodziców Greya).    

     Mam wrażenie, że twórcy filmu sami nie byli do końca zdecydowani, jak powinien wyglądać efekt końcowy ich pracy. Pozbyli się prawie wszystkich scen, ukazujących normalne życie bohaterki, co sugerowałoby, że skupią się na scenach erotycznych, jednak nic bardziej mylnego! Ci, którzy twierdzą, że w filmie jest dużo erotyki, z pewnością, nie mieli w ręku powieści, bo zostało może 30% scen z książki.

    E.L. James, nigdy nie ukrywała, że jej inspiracją był "Zmierzch". Cóż, chyba nie tylko jej, gdyż mam wrażenie, że aktorzy również chcieli stworzyć coś na wzór sagi o wampirach i brali przykład z Kristen Stewart i Roberta Pattinsona. O ile Dakota Johnson nie przeszkadzała mi specjalnie, o tyle na Jamiego Dornana nie mogłam patrzeć. Kompletnie nie pasował mi do tej roli i naprawdę nie mogę zrozumieć czym jest spowodowane uwielbienie dla odtwórcy roli Greya.

    Ale, żeby nie było aż tak negatywnie, to na koniec pozytywny aspekt. Jedna rzeczy podobała mi się w filmie, a mianowicie muzyka. Uważam, że ścieżka dźwiękowa jest naprawdę dobra, klimatyczna i przyjemna dla ucha:)

 A wy oglądaliście "Pięćdziesiąt twarzy Greya"? Jak wrażenia?

PS: Przypominam, że można już dodawać komentarze anonimowo, więc zapraszam, do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami;)


      

24 komentarze:

  1. Film bezsensu kompletnie... nie była to ekranizacja książki, a raczej historia oparta na wydarzeniach zawartych w książce. Dornan całkowicie nie pasował mi na Grey'a, książka nie powiem ze mi się nie podobała, bo pomijając styl autorki, nagminne przygryzanie wargi, dziwna wewnętrzną boginię i rozpadnie się na milion kawałków... to książka mi się podobała... w sumie chyba sam zarys historii mi się podobał ;)
    pozdrawiam Justa z ksiazko.milosci.moja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo książka jest o niebo lepsza. W filmie nie dość, że wyrzucili wiele istotnych fragmentów, to jeszcze zmieniając poszczególne sceny, zmienili charaktery głównych postaci, a to jest jak dla mnie niewybaczalne. To naprawdę bardzo luźna interpretacja książki...

      Usuń
  2. Moja koleżanka chciała ze mną jechać na film, ale się jakoś wymigałam, bo nie lubię oglądać ekranizacji przed przeczytaniem książki. W książce przeczytałam ok. 150 stron i stwierdziłam, że to książka zdecydowanie nie dla mnie

    Pozdrawiam, blondie-in-wonderland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o książkę, to nie było tragedii, przeczytałam całą i nie była to wcale najgorsza, jaką przeczytałam, a co do filmu to nic nie straciłaś;)

      Usuń
  3. Ja oglądałam film pobieżnie - skakałam ze sceny do sceny, bo tak mnie nudził, że wytrzymać nie mogłam przy nim! To było straszne przeżycie, gorsze niż czytanie tej książki, a skończyłam ją na pięćdziesiątej stronie, bo nie mogłam wytrzymać tych wszystkich absurdów Any...

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W filmie jest jeszcze gorzej niż w książce;) Serio;)

      Usuń
  4. Cóż, rzeczywiście Kate została zupełnie inaczej przedstawiona w filmie niż w książce. To racja i szkoda, że jej postać została tak pominięta. Za to co do reszty mam troszkę inne zdanie, bo bardziej podobał mi się film niż książka. Wiadomo, że jedno i drugie to jedna wielka bajka, ale w książce strasznie raziła mnie skacząca "wewnętrzna boginia" głównej bohaterki. Po prostu nie mogłam tego czytać...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wewnętrzna bogini" to był jakiś koszmar:D A co do filmu, to mam wrażenie, że twórcy na siłę chcieli nadać część cech Kate, Anie, to mnie drażniło;)

      Usuń
  5. Przede wszystkim odniosłam wrażenie, że Jamie Dornan strasznie źle czuł się w roli Cristiana, poza tym zdecydowanie wolę go z zarostem. Też uwielbiam ścieżkę dźwiękową ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ścieżka dźwiękowa jest, według mnie, najlepszym elementem filmu;) A co do Dornana to zgadzam się, wyglądał jakby się męczył... tak jak Pattinson w "Zmierzchu"

      Usuń
  6. Filmu nie oglądałam i chyba musiało by mi się bardzo nudzić, by to zmieniła. Czuję do Greya tak skrajną niechęć, że chyba lepiej będzie trzymać się od niego z daleka. Co ciekawe, większość erotyków mi się podoba i tylko te skrajnie ostre i bezsensowne dostają niskie noty ;-) Mimo tego całego fenomenu, nawet nie chce mi się sięgać po serię i po film również. Choć ścieżka dźwiękowa naprawdę jest fantastyczna :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami ten cały szum, jaki tworzy się wokół książki, wcale nie działa na jej korzyść i chyba właśnie takim przypadkiem jest Grey;)

      Usuń
  7. Nigdy w życiu nie sięgnę ani po książkę, ani po film ;)
    jeden wielki kicz według mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż trochę kiczu w tym jest, ale myślę, książka, na tle tysięcy mdłych harlequinów nie jest najgorsza, jest chociaż wyrazista;)

      Usuń
  8. Nie czytałam i nie oglądałam. Mam wrażenie, że szkoda mi na to czasu, bo jest to po prostu okropnie... Głupie.

    www.przerwa-na-ksiazke.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupi chwilami są bohaterowie, zwłaszcza Ana- zgodzę się, jednak jestem daleka od stwierdzenia, że książka jest głupia, w końcu z jakiegoś powodu, ktoś to wydał, a kolejne kilka milionów kupiło;)

      Usuń
  9. Oglądałam ekranizację Greya i mnie się bardzo podobało, chociaż czuję niedosyt związany z brakiem ostrzejszych scen. W sumie to wyszła taka komedia romantyczna, a nie erotyk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od osób, które oglądały film a nie czytały książki słyszałam, że jest tam tyle scen, ja po obejrzeniu filmu zastanawiałam się, gdzie niby są te sceny;) Chociaż mnie najbardziej irytowało pominięcie postaci Kate, którą w książce bardzo polubiłam;)

      Usuń
  10. Moim zdaniem książka było 100 razy lepsza. W filmie wycięto ważniejsze sceny, pozbyto się wielu ważnych wątków w fabule. Film jest moim zdaniem przeciętny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się:) Twórcy nie przemyśleli w jaki sposób poszczególne sceny się łączą i że wyciągając początek wątku, koniec nie będzie miał sensu.

      Usuń
  11. Film jest moim zdaniem beznadziejny, ale książka, a w zasadzie trylogia była niezła.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie czytałam,ani nie oglądałam. Nie ciągnie mnie na razie do tej trylogii,ale ja sama bardzo często zawodzę się na filmach.. Ostatnio zawiodłam się na ekranizacji ''Błękitu szafiru", ponieważ oglądałam ją zaraz po przeczytaniu książki.. Okazało się, że film zawiera wydarzenia, które miały miejsce dopiero w kolejnej części, więc zaspojlerował mi bardzo ważne informacje.. ;//
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!
    http://recenzjelaury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. "Błękitu szafiru" nie czytałam, ale nie lubię takich sytuacji, czasami mam wrażenie, że twórcy filmów myślą, że są jedynymi którzy zarówno czytają książkę jak i oglądają ekranizację i robią co im się tylko podoba.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, za Twoją wizytę. Zostaw ślad swojej obecności...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...




zBLOGowani.pl

Copyright © 2014 Książkoholiczka94 , Blogger