RECENZJA PRZEDPREMIEROWA: "Nad lawendowym morzem"- Karolina Załuska
16:11
0
"Nad lawendowym morzem"
,
300-400 stron
,
Karolina Załuska
,
recenzja przedpremierowa
,
Wydawnictwo Novae Res
Tytuł: "Nad lawendowym morzem" Autor: Karolina Załuska Wydawnictwo: Novae Res Data premiery: styczeń 2019 Ilość stron: 392 ISBN: 978-83-8147-268-5 |
350 mln- tyle osób cierpi na depresję na całym świecie, w tym 1,5 mln w Polsce, a statystyki są nieubłagane- co roku liczba ta ulega zwiększeniu. Żyjemy w sztucznym świecie napędzanym przez wyścigi szczurów lub ewentualnie like'i na facebooku, otaczamy się fikcją, w której sami nie potrafimy się odnaleźć, żyjemy wirtualnie, jednocześnie tracąc umiejętność rzeczywistej komunikacji i sami skazujemy się na samotność. Stworzyliśmy świat, w którym nie potrafimy żyć, z którym nie potrafimy sobie poradzić, a przy okazji nie radzimy sobie sami z sobą... i to w dużej mierze jest kwintesencja depresji- choroby XXI wieku i teoretycznie tej tematyce poświęcona jest debiutancka książka Karoliny Załuskiej. Szkoda, że tylko teoretycznie...
Kilkanaście osób z problemami: frustracja, wypalenie zawodowe, poczucie braku sensu w życiu, samotność. Wszystkich łączy fakt, że trafili do grupy organizowanej przez Jakuba. Całość przypomina spotkania grupy wsparcia: każdy z uczestników opowiada swoją historię, jednocześnie integrując się z resztą. I w zasadzie tak wygląda konstrukcja całej książki: grupa odbywa kilka spotkań, po czym każdy idzie w swoją stronę by spotkać się ponownie po kilku latach, w tym samym miejscu, w tym samym celu, niestety w coraz mniejszym składzie. Konstrukcja powieści i cały ogólny zamysł bardzo mi się podoba, czytając zapowiedź książki byłam bardzo zaciekawiona i wiązałam z książką spore nadzieje. Historia grupy ludzi walczących z depresją- brzmi naprawdę ciekawie. Szkoda tylko, że dalej coś poszło nie tak...
Przy każdym spotkaniu inny uczestnik opowiada swoją historię. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie tak okropnie nużące, niekończące się opisy i nie mam tu na myśli opisów uczuć, emocji, które akurat byłyby tutaj jak najbardziej wskazane. Nie- tutaj mamy opisy wszystkiego: ulicy, budynków, parków, ubrań- czego dusza zapragnie i mam wrażenie, że gdyby z książki wyciąć wszystkie opisy nie zostałaby nawet połowa...
Drugim aspektem, który osobiście bardzo mi się nie podobał to podejście do tematu: Jeżeli decydujemy się pisać o depresji, to trzymajmy się tego i przede wszystkim porządnie się w tym temacie doinformujmy. Niestety miałam wątpliwą przyjemność poznać tę chorobę i co nie co na jej temat wiem i kiedy czytałam kolejne historie przecierałam oczy ze zdumienia. W tym, co wymyśliła autorka można doszukać się wszystkiego: schizofrenii, choroby dwubiegunowej, psychozy, czy uzależnień, ale z pewnością nie depresji. Na kilkanaście historii prawdziwą depresję widziałam maksymalnie w dwóch przypadkach, reszta to jakiś zbitek chorób psychicznych, przedstawiający chorych w bardzo niekorzystnym świetlne. Osobiście mam wrażenie, że autorka zamiast porządnie zagłębić się w temat poszła na łatwiznę i opierała się na stereotypach, które niestety są dla osób chorych bardzo krzywdzące.
"Nad lawendowym morzem" to debiutancka powieść autorki i niestety nie jest to udany debiut. Mam wrażenie, że pani Karolina popełniła podstawowy błąd: kiedy już napisała książkę nie skupiła się na poprawieniu swojego warsztatu, czy korektach, a raczej na tym, by "jakoś" tę książkę wydać, gdyż szukając informacji na jej temat doszukałam się nawet zbiórki, jaką utworzyła na jednym z portali, której celem było sfinansowanie wydania tejże właśnie książki, nie wiem jaką drogę później przeszła książka, ale ostatecznie wydało ją wydawnictwo Novae Res, co prawdę powiedziawszy bardzo mnie zdziwiło, bo dla mnie było to zawsze jedno z lepszych polskich wydawnictw, ale cóż, może to po prostu ja stałam się tak krytyczna?
Wiem, że zazwyczaj recenzje przedpremierowe to najczęściej prawdziwe laurki dla danego autora i książki, ale bardzo mi przykro, nie tym razem, za bardzo cenię inteligencję swoich czytelników by ich oszukiwać i namawiać do czegoś, co jest po prostu złe. Osobiście, gdyby nie fakt, że zobowiązałam się zrecenzować tę książkę (a żeby móc to rzetelnie zrobić musiałam dobrnąć do końca), najprawdopodobniej odłożyłabym ją już po pierwszej połowie, dlatego wyjątkowo do lektury tej powieści, nie będę Was namawiać, chociaż może akurat Wam się spodoba i będziecie mieli zupełnie inne odczucia niż moje? Kto wie...
"Nad lawendowym morzem" to powieść o wielkim, niewykorzystanym potencjale. Mam wrażenie, że autorkę przerosła fabuła, którą sama wymyśliła i gubiąc się w akcji starała się nadrobić opisami, niestety widać, że jest to jej debiut, którego raczej nie zaliczy do udanych, gdyż ma bardzo ciężkie pióro, które potrafi znużyć czytelnika. Cóż, na ten moment książce mówię: "Nie", ale autorce życzę, by popracowała nad swoim warsztatem i następnym razem pokazała wszystkim krytykom, że "Nad lawendowym morzem" było tylko niedopracowanym wypadkiem przy pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za Twoją wizytę. Zostaw ślad swojej obecności...