"Nazywają mnie śmierć"- Klester Cavalcanti
"Chcecie wiedzieć, jak brzmią najważniejsze przykazania zabójcy?
Po pierwsze: Nie zabijaj ciężarnej.
Drugie: Nie kradnij rzeczy ofiary.
Trzecie: Nie zabijaj innego rewolwerowca.
Po pierwsze: Nie zabijaj ciężarnej.
Drugie: Nie kradnij rzeczy ofiary.
Trzecie: Nie zabijaj innego rewolwerowca.
Czwarte: Żądaj zapłaty przed wykonaniem zlecenia.
Piąte: Nie zabijaj ofiary, kiedy śpi."
Piąte: Nie zabijaj ofiary, kiedy śpi."
Płatni
mordercy- motyw popularny zarówno w filmach, jak i w literaturze, ale co
jeśli powiem Wam, że bohater najnowszej książki Klastera Cavalcantiego o
jakże intrygującym tytule "Nazywają mnie śmierć", wcale nie jest
wytworem wybujałej wyobraźni autora, a scenariusz tej historii napisało
samo życie? Poznajcie Julio Santanę- największego płatnego mordercę,
który na swoim koncie ma 492 ofiary i... nadal jest na wolności...
Książka, którą Wam dziś przedstawiam, jest wynikiem blisko siedmioletniego, dziennikarskiego śledztwa Klastera Cavalcantiego, który przez cały ten czas odbył z Julio Santanem kilkanaście rozmów telefonicznych, by dopiero po kilku latach spotkać się z bohaterem swojej książki twarzą w twarz, zdobyć jego zaufanie i zgodę na publikację danych personalnych.
Julio Santana miał wszelkie predyspozycje by, jak większość swoich rówieśników zostać rybakiem. Pochodzi z dość ubogiej, religijnej rodziny, gdzie od najmłodszych lat uczył się polować, by zdobyć pożywienie. W wieku siedemnastu lat, za namową swojego wuja, dokonał pierwszego zabójstwa i... obiecał sobie, że już nigdy nie pozbawi nikogo życia. Niestety słowa nie dotrzymał, pociągnął za spust jeszcze 491 razy, a wszystkie swoje ofiary spisywał w notesie z kaczorem donaldem na okładce.
Zazwyczaj płatni mordercy kojarzą się nam z wyrachowanymi, bezdusznymi maszynkami do zabijania, pozbawionymi empatii i czerpiącymi przyjemności z czyjegoś cierpienia i na tym tyle Julio Santana wypada zaskakująco... normalnie. Julio Santana nigdy nie przejawiał żadnych skłonności socjopatycznych, mało tego, nawet kiedy pomagał wojsku w tropieniu komunistów, bał się, by nie kazali mu nikogo zabijać. Jak więc dotarł do momentu w swoim życiu, kiedy został rewolwerowcem? Wszystko to za sprawą wuja, który sam był zawodowym zabójcą i po długich namowach wciągnął swojego bratanka w tę niecodzienną profesję. Bo właśnie tak Julio Santana traktował zabijanie ludzi- jako swoją pracę. Zawód- morderca. Nie podchodził emocjonalnie do ofiar, nigdy nie zabił nikogo z pobudek osobistych, traktował to jako zlecenia, po wykonaniu których zawsze odmawiał " 10 zdrowasiek i 20 ojczenaszów", by Bóg odpuścił mu grzechy i wracał do domu, gdzie z powrotem stawał się kochającym mężem i ojcem.
Klester Cavalcanti przedstawia w swojej książce cały życiorys Julio Santany: od dzieciństwa, aż do spotkania z nim w jego domu, kiedy do Santana porzucił już pracę rewolwerowca i jak sam o sobie mówi "przeszedł na emeryturę". Cała książka bazuje na wspomnieniach Santany i to co, jest w tej historii najbardziej przerażające to fakt, że Santana potrafi naprawdę wzbudzić sympatię. Autor nie przedstawił Santany jako zimnego, wyrachowanego mordercy, a raczej jako człowieka, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie i przez bardzo niefortunny zbieg okoliczności został płatnym mordercą, ale w gruncie rzeczy jest człowiekiem o sporej wrażliwości, bardzo religijnym, dla którego rodzina jest najważniejszą wartością (wszak to dla żony porzucił pracę rewolwerowca), dręczonego przez koszmary.
W książce pojawia się też kilka brutalnych opisów: począwszy od skórowania zwierząt, przez opisy tortur komunistów, po morderstwa, a wszystko to jest napisane w tak sugestywny, szczegółowy sposób, że momentami zaczęłam odczuwać mdłości, tak więc, jeśli jesteście wrażliwi na drastyczne opisy- uważajcie i przygotujcie się psychicznie do tej lektury.
"Nazywają mnie śmierć" to książka będąca świetnym przykładem doskonale wykonanej pracy dziennikarza śledczego. Klaster Cavalcanti serwuje czytelnikom prostą, prawdziwą, a przez to jeszcze bardziej wstrząsającą historię człowieka, który pozbawił życia blisko pięćset osób, a przy tym nadal pozostał czułym, kochającym i wierzącym człowiekiem, takiej historii nie wymyśliłby żaden człowiek, taki scenariusz mogło napisać jedynie samo życie... Autor podszedł do tematu w zupełnie nowy, świeży sposób, dzięki czemu książka robi piorunujące wrażenie, dlatego zdecydowanie polecam, ale ostrzegam, to nie jest lektura, którą łatwo będzie Wam wyrzucić z głowy...
Tytuł: "Nazywają mnie śmierć"
Autor: Klester Cavalcanti
Tłumaczenie: Joanna Kuhn
Wydawnictwo: Muza
Data premiery: 24.04.2019r.
Ilość stron: 318
ISBN: 978-83-287-0734-4
Książka, którą Wam dziś przedstawiam, jest wynikiem blisko siedmioletniego, dziennikarskiego śledztwa Klastera Cavalcantiego, który przez cały ten czas odbył z Julio Santanem kilkanaście rozmów telefonicznych, by dopiero po kilku latach spotkać się z bohaterem swojej książki twarzą w twarz, zdobyć jego zaufanie i zgodę na publikację danych personalnych.
Julio Santana miał wszelkie predyspozycje by, jak większość swoich rówieśników zostać rybakiem. Pochodzi z dość ubogiej, religijnej rodziny, gdzie od najmłodszych lat uczył się polować, by zdobyć pożywienie. W wieku siedemnastu lat, za namową swojego wuja, dokonał pierwszego zabójstwa i... obiecał sobie, że już nigdy nie pozbawi nikogo życia. Niestety słowa nie dotrzymał, pociągnął za spust jeszcze 491 razy, a wszystkie swoje ofiary spisywał w notesie z kaczorem donaldem na okładce.
Zazwyczaj płatni mordercy kojarzą się nam z wyrachowanymi, bezdusznymi maszynkami do zabijania, pozbawionymi empatii i czerpiącymi przyjemności z czyjegoś cierpienia i na tym tyle Julio Santana wypada zaskakująco... normalnie. Julio Santana nigdy nie przejawiał żadnych skłonności socjopatycznych, mało tego, nawet kiedy pomagał wojsku w tropieniu komunistów, bał się, by nie kazali mu nikogo zabijać. Jak więc dotarł do momentu w swoim życiu, kiedy został rewolwerowcem? Wszystko to za sprawą wuja, który sam był zawodowym zabójcą i po długich namowach wciągnął swojego bratanka w tę niecodzienną profesję. Bo właśnie tak Julio Santana traktował zabijanie ludzi- jako swoją pracę. Zawód- morderca. Nie podchodził emocjonalnie do ofiar, nigdy nie zabił nikogo z pobudek osobistych, traktował to jako zlecenia, po wykonaniu których zawsze odmawiał " 10 zdrowasiek i 20 ojczenaszów", by Bóg odpuścił mu grzechy i wracał do domu, gdzie z powrotem stawał się kochającym mężem i ojcem.
Klester Cavalcanti przedstawia w swojej książce cały życiorys Julio Santany: od dzieciństwa, aż do spotkania z nim w jego domu, kiedy do Santana porzucił już pracę rewolwerowca i jak sam o sobie mówi "przeszedł na emeryturę". Cała książka bazuje na wspomnieniach Santany i to co, jest w tej historii najbardziej przerażające to fakt, że Santana potrafi naprawdę wzbudzić sympatię. Autor nie przedstawił Santany jako zimnego, wyrachowanego mordercy, a raczej jako człowieka, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie i przez bardzo niefortunny zbieg okoliczności został płatnym mordercą, ale w gruncie rzeczy jest człowiekiem o sporej wrażliwości, bardzo religijnym, dla którego rodzina jest najważniejszą wartością (wszak to dla żony porzucił pracę rewolwerowca), dręczonego przez koszmary.
W książce pojawia się też kilka brutalnych opisów: począwszy od skórowania zwierząt, przez opisy tortur komunistów, po morderstwa, a wszystko to jest napisane w tak sugestywny, szczegółowy sposób, że momentami zaczęłam odczuwać mdłości, tak więc, jeśli jesteście wrażliwi na drastyczne opisy- uważajcie i przygotujcie się psychicznie do tej lektury.
"Nazywają mnie śmierć" to książka będąca świetnym przykładem doskonale wykonanej pracy dziennikarza śledczego. Klaster Cavalcanti serwuje czytelnikom prostą, prawdziwą, a przez to jeszcze bardziej wstrząsającą historię człowieka, który pozbawił życia blisko pięćset osób, a przy tym nadal pozostał czułym, kochającym i wierzącym człowiekiem, takiej historii nie wymyśliłby żaden człowiek, taki scenariusz mogło napisać jedynie samo życie... Autor podszedł do tematu w zupełnie nowy, świeży sposób, dzięki czemu książka robi piorunujące wrażenie, dlatego zdecydowanie polecam, ale ostrzegam, to nie jest lektura, którą łatwo będzie Wam wyrzucić z głowy...
Tytuł: "Nazywają mnie śmierć"
Autor: Klester Cavalcanti
Tłumaczenie: Joanna Kuhn
Wydawnictwo: Muza
Data premiery: 24.04.2019r.
Ilość stron: 318
ISBN: 978-83-287-0734-4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za Twoją wizytę. Zostaw ślad swojej obecności...