"Bez rozgrzeszenia"- Mariusz W. Kliszewski
Pierwsza połowa XVII wieku. Młody niepokorny szlachcic Konrad Machola musi spędzić pół roku klasztorze Kartuzów, aby uniknąć wydziedziczenia przez własnego ojca, który ma już dość występków syna. Przez cały ten czas poświęca się żmudnej pracy na rzecz zakonników, aż do dnia kiedy jego codzienna rutyna zostaje zakłócona przez morderstwo dokonane w sąsiedztwie kartuzji. Czy któryś z mnichów posunął się do morderstwa, czy też jest to sprawka kogoś z miejscowych? Konrad na zlecenie przeora stara się rozwikłać tajemnicę śmierci mężczyzny, którego niejeden chciał widzieć martwego. W międzyczasie młody szlachcic obmyśla plan na życie po opuszczeniu murów Raju Maryi: zakochany w Luizie-córce kupca, który ma zatargi z ojcem Macholi, chce zrobić wszystko, by poślubić ukochaną, niestety sytuacja polityczna z dnia na dzień staje się coraz gorsza, gdy okazuje się, że zbliża się atak Szwedów...
Dawno po zakończeniu lektury nie miałam tak mieszanych uczuć, jak po "Bez rozgrzeszenia", do tego stopnia, że po zamknięciu książki, zaczęłam się zastanawiać, czy właściwie podobała mi się, czy nie... Na korzyść powieści zdecydowanie przemawia pomysł na fabułę, który jest naprawdę ciekawy: Młody, niepokorny szlachcic, zakochany w córce wroga swojego rodu, trafia za karę do klasztoru, gdzie bada sprawę tajemniczego morderstwa. Do tego bohaterowie, którzy są wykreowani naprawdę świetnie. Uwielbiałam Konrada, przeora, zakonnika Hermana a nawet parobka Marcela, jednak niestety na tym kończą się pozytywy.
Książkę czytało mi się bardzo ciężko. Pierwsza połowa dłużyła mi się niesamowicie, gdyż większość miejsca była tam poświęcona codziennym obowiązkom Konrada, co było dość nużące. Dodatkowo autor bardzo upodobał sobie opisy, które niepotrzebnie, mam wrażenie trochę na siłę rozciągnęły książkę, do finalnych pięciuset stron i o ile zazwyczaj lubię obszerne powieści, to w przypadku tej konkretnej mam wrażenie, że całość spokojnie można było zawrzeć na około trzystu pięćdziesięciu stronach bez żadnego uszczerbku na treści, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że wtedy akcja nabrałaby tempa i czytałoby się ją znacznie lepiej.
Dodatkowo wydają się zbyt rozproszone i odniosłam wrażenie, że autor nie poświęcił im należytej uwagi. Mamy wątek zesłania Macholi do klasztoru, jego życie w Raju Maryi, zabójstwo, trudna miłość Konrada i Luizy, najazd Szwedów i teoretycznie to wszystko do siebie jakoś pasuje, przynajmniej autor starał się, by tak było, ale w rzeczywistości te wątki nieco się rozjeżdżają, każdy z wątków idzie w swoją stronę przez co uwaga czytelników jest rozpraszana, a niektóre z wątków autor pod koniec porzuca bez dokończenia jak np. losy Luizy.
"Bez przebaczenia" to książka, do której musicie podejść ze sporym dystansem, jeśli nie zależy Wam na zawrotnej akcji, a chcielibyście poczuć XVII-wieczny klimat, to zdecydowanie polecam, natomiast jeśli liczycie na szaleńcze tempo i niespodziewane zwroty akcji to niestety- zawiedziecie się. Widać, że autor miał ciekawy pomysł na książkę, jego warsztat również nie jest zły bo napisana jest dość starannie, jednak całości zabrakło "tego czegoś", co sprawia, że śledzimy losy bohaterów z wypiekami na twarzy. Jest to książka, którą jak najbardziej można przeczytać, jednak nie jest to pozycja z listy absolutnych "must read", więc to czy poświęcicie jej czas zależy już tylko od Was, ja ani Was specjalnie nie namawiam, ani nie zniechęcam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za Twoją wizytę. Zostaw ślad swojej obecności...